niedziela, 20 marca 2016

ROZDZIAŁ 1

                                        Wszystko wydarzyło się w zwyczajnym mieście, ze zwyczajnymi ludźmi i w najzwyklejszym w świecie dniu. Harriet - zwykła 17-latka, która przywykła już do mieszkania w wielkim mieście właśnie szykowała się do rozpoczęcia roku. Miała przyjść po nią jej najlepsza przyjaciółka Meg. I właśnie wtedy, kiedy uświadomiła sobie, że są spóźnione usłyszała dzwonek do drzwi. Ubrała buty i wybiegła z domu ciągnąc za sobą blondynkę. Ta zrozumiała o co chodzi i obie pędem biegły by się nie spóźnić. W końcu to nowa szkoła, trzeba zrobić jakieś dobre pierwsze wrażenie. Wpadły do swojej klasy dwie minuty przed rozpoczęciem. Zajęły miejsce w ostatniej ławce i westchnęły ciężko. Chwilę po tym do sali weszła ich nowa wychowawczyni, a one posłały sobie porozumiewawcze spojrzenia. Ledwie otworzyła usta by się przywitać ktoś wpadł do środka klasy cały zdyszany. Wysoki chłopak o ciemnych blond włosach i zielonych oczach. 
-Przepraszam za spóźnienie...-wymamrotał ciężko dysząc. Meg zaczęła wpatrywać się w niego głupio, jakby zobaczyła co najmniej ducha. Harriet pomachała jej ręką przed oczami, a kiedy to nie podziałało szturchnęła ją łokciem w bok. 
-Siadaj do ławki.-odezwała się nauczycielka, a chłopak powlókł się do jednego ze stolika, przy którym ktoś już siedział.
-Meg, wszystko w porządku?-zapytała brunetka, a blondynka tylko kiwnęła twierdząco głową. Nadal jednak wydawała się jakaś dziwna.
-Ten chłopak wydaje mi się znajomy. Myślę, że skądś go znam.-wytłumaczyła po chwili Meg i spojrzała zaciekawiona w stronę blondyna.
-I dlatego wpatrujesz się w niego jak w największy cud świata, tak?-spytała Harriet z głupim uśmiechem, ale ten zaraz zszedł z jej twarzy kiedy została uderzona pięścią w ramię.
-Dobrze, w takim razie możemy już zacząć!-głos nauczycielki sprawił, że obie dziewczyny przestały rozmawiać i skierowały na nią swoje spojrzenia. Po nie całej godzinie wszyscy uczniowie tego liceum mogli wrócić do domu. Meg i Harriet szły głównym korytarzem w stronę tablicy ogłoszeń.
-Na serio chcesz się zapisać na zajęcia dodatkowe? Przecież to strata czasu. Zamiast chodzenia na to wszystko można robić wiele innych, ciekawych rzeczy.-powiedziała od niechcenia brunetka bawiąc się przy tym sznurkiem od swojego plecaka.
-Na przykład leżenie i gapienie się w telewizor pół dnia? Nie, dzięki. Ja wolę chodzić na te wszystkie zajęcia i mieć co robić. Bezsensowne patrzenie się w ekran telewizora nie jest moim ulubionym zajęciem.-odpowiedziała jej blondynka, po czym zaczęła czytać listę z różnymi dodatkowymi zajęciami. Harriet wywróciła teatralnie oczami i wyciągnęła z kieszeni telefon, na którym zaczęła coś pisać. Wtedy do tablicy ogłoszeń podszedł ten sam chłopak, który spóźnił się wtedy na lekcję zapoznawczą z wychowawcą. Meg spojrzała na niego ukradkiem. Sprawdzał swój plan lekcji i telefon robił mu zdjęcie. 
-Hm...-mruknęła cicho do siebie.-Czy my się skądś nie znamy?-zapytała w końcu blondyna, który spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem. Wpatrywał się w nią dłuższą chwilę.
-Tak, chyba tak.-odpowiedział jej. I wtedy wiedziała kto to. Poznała go po głosie, który od tamtego dnia wcale się nie zmienił.
-Luke!-uśmiechnęła się szeroko. On chyba też zorientował się kim jest blondynka bo odwzajemnił gest. 
-Fajnie Meg, że dowiedziałaś się kto to, ale moja mama na nas czeka więc błagam, pospiesz się.-jęknęła cicho Harriet stojąca za blondwłosą.
-To jest moja przyjaciółka Harriet.-powiedziała nagle i popchnęła brunetkę w stronę chłopaka. Ta spojrzała na nią jak na wariatkę, a potem przeniosła swoje spojrzenie na Luke'a.
-Hej, jestem jej starym z znajomym z podstawówki!-wyciągnął do niej rękę, żeby się przywitać. Uścisnęła ją.
-Miło cię poznać.-uśmiechnęła się, a po chwili skrzyżowała z nim swoje spojrzenia. Patrzyli sobie w oczy w milczeniu. Dopiero kiedy Harriet powoli wyślizgnęła dłoń z jego uścisku obudził się z ''transu''.
-Tak, ja już muszę lecieć. Do zobaczenia jutro!-powiedział i uśmiechnął się delikatnie do brunetki. Odwzajemniła gest po czym chłopak odszedł. Blondynka zaśmiała się i wpisała się na kilka kartek z zajęciami dodatkowymi. Potem obie poszły na parking gdzie czekała pani Hateway - mama Harriet. Tego dnia Meg miała zostać do wieczora u swojej przyjaciółki.
-No więc?-zapytała, kiedy obie siedziały już w pokoju brunetki.
-Nie rozumiem chyba o co ci chodzi.-zdziwiła się Harriet.
-Widziałam jak patrzyliście sobie w oczy! Myślisz, że jestem ślepa czy jak?-oburzyła się blondwłosa i ułożyła wygodnie na jej łóżku. Brunetka tylko lekko się zarumieniła i nie odezwała więcej. Jej przyjaciółka uśmiechnęła się szeroko do siebie. Rozmawiały dość długo o sprawach miłosnych, aż w końcu Meg musiała wracać do domu. Pożegnały się i blondynka ruszyła w swoją stronę.
Następnego dnia obie dziewczyny znowu udały się razem do szkoły. Zajęły to samo miejsce co wcześniej i czekały na rozpoczęcia zajęć. Na przerwach rozmawiały z Luke'iem i ich starszą o rok koleżanką, którą poznały w gimnazjum, Ronie. Raz nawet zdarzyło się, że wpadły na Daryla, który także był starszy od nich o rok. Z nim jakoś rozmowa się nie kleiła. Odpowiadał krótko i bez entuzjazmu, a kiedy znudziło mu się stanie z nimi zwyczajnie odszedł. Meg trochę to zasmuciło, bo od drugiej klasy gimnazjum była w nim zakochana. Mimo to starała się tym nie przejmować. 
Po lekcjach Meg została na zajęciach dodatkowych, na które się zapisała, a Harriet razem z Luke'iem udała się do domu. Kiedy blondynka wyszła ze szkoły był już późny wieczór i niebo było dość ciemne. Do domu miała daleko tak więc pewnie będzie już ciemno, kiedy dojdzie. Szybko ruszyła przed siebie. Szła znaną sobie drogą w kierunku swojego domu. Będąc w połowie drogi było już prawie całkiem ciemno. Westchnęła. Szła teraz jednym z osiedli, na którym mieszkało wielu uczniów jej szkoły. Wtedy usłyszała jakiś szmer za sobą. Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła jakiegoś człowieka, który wolnym krokiem zbliżał się do niej. Jedną nogę tak właściwie ciągnął za sobą, a na drugiej ledwie potrafił ustać. Kiedy jego twarz wyłoniła się z cienia zobaczyła, że z ust leci mu krew a oczy mają dziwny i nienaturalnie żółty kolor. Oprócz tego jedna jego ręka była wykręcona pod nienaturalnym kątem, a z brzucha wystawał mu jakiś metalowy pręt, na którym było dużo zaschniętej krwi. Meg nie potrafiła się poruszyć. Ten widok sprawił, że zamarła. Im bliżej znajdował się ten ktoś, a raczej coś, dziewczyna bała się jeszcze bardziej. W momencie gdy wyciągnął rękę w jej kierunku i prawie dotknął palcami jej skóry oprzytomniała, po czym odsunęła się kilka kroków w tył. Już miała zacząć uciekać kiedy poczuła, jak traci równowagę a jej tyłek spotyka się z twardym betonem. Nie zwróciła większej uwagi na ból od upadku. Wpatrywała się z przerażeniem w potwora, który teraz stał nad nią i szeroko otwierał swoje usta, ukazując przy tym zakrwawione zęby. Czuła, że to koniec. Rzuci się na nią i ją zabije. Tak po prostu. Ale to się nie wydarzyło, ponieważ na miejscu tego czegoś pojawił się... Daryl! Popchnął go z łatwością i przewrócił na ziemię, a potem jak gdyby nigdy nic wbił mu coś ostrego w głowę. Był to prawdopodobnie nóż. Blondynka patrzyła tylko na to wszystko oszołomiona i przerażona jednocześnie. 
-Nic ci nie zrobił?-usłyszała pytanie, które zadał brunet. Spojrzała na niego zdezorientowana.
-Co? Nie, chyba nie...-odpowiedziała cicho. Podał jej rękę i pomógł wstać. Potem schował nóż do kieszeni swoich spodni i podszedł do motoru, który stał obok chodnika na pustej ulicy.
-Musisz uważać. Pojawili się jacyś dziwni ludzie. O ile można ich nazwać ludźmi. Widziałem co zrobili. Trzech napadło jakiegoś gościa, a potem zwyczajnie zaczęli go jeść.-wytłumaczył biorąc jeden z kasków i podał go dziewczynie.-Masz, załóż to.-dodał. Blondynka wzięła kask i spojrzała na niego zdziwiona.
-Po co mi on?-zapytała, ale założyła go jak kazał.
-Mam cię tu zostawić? Nie poradzisz sobie sama.-wsiadł na motor i czekał, aż dziewczyna zrobi to samo. Prychnęła tylko cicho i usadowiła się wygodnie za nim.-Lepiej się mnie trzymaj, bo jeszcze spadniesz.-zażartował, ale nie wyczuła w jego głosie żadnych emocji. Nie pewnie objęła go w pasie i delikatnie wtuliła w jego plecy.-Nie bój się mnie, nie gryzę.-dodał, po czym włączył silnik. Maszyna ruszyła do przodu i pojechali pustą ulicą.
-Czekaj, a co z tym człowiekiem?-spytała przypominając sobie o tamtym czymś, co zabił Daryl. Zatrzymał się na środku ulicy i spojrzał na nią takim wzrokiem, że aż ciarki ją przeszły.
-Naprawdę nie rozumiesz? Coś jest nie tak. Nie możemy się teraz przejmować tym potworem, który prawie cię zabił. Jak tak bardzo chcesz to cię tam zawiozę, ale na mnie nie licz. To jak? Wracasz czy jedziemy dalej?-po tych słowach Meg zaniemówiła. Spuściła głowę i nie odpowiedziała na jego pytanie.-Tak myślałem.-odwrócił się z powrotem i ruszyli w dalszą drogę. Przejechał przez kilka osiedl i nim się spostrzegła stał już pod jej domem. 
-Skąd wiesz gdzie mieszkam?-zdziwiła się.
-A może tak podziękujesz?-odpowiedział pytaniem na pytanie. Meg zdenerwowana zachowaniem chłopaka zsiadła szybko z motoru i zdjęła kask, po czym wepchnęła go w ręce Daryla. Zabrała swój plecak i odeszła szybkim krokiem do drzwi swojego domu.-Ta, nara.-powiedział to swoim chamskim tonem i odjechał z głośnym warknięciem motoru.
-Super...-mruknęła i zaczęła szukać kluczy w swoim plecaku. Nie mogła ich znaleźć i robiła się coraz bardziej nerwowa. Kiedy w końcu je znalazła z trzaskiem drzwi weszła do domu i skierowała się prosto do swojego pokoju. Była na niego wściekła. Brakowało jej tylko kłótni z mamą... Zamknęła się w pokoju i usiadła na łóżku. Nie miała ochoty już dzisiaj z nikim gadać. Wtedy ktoś zaczął walić w drzwi.-Odejdź stąd!-krzyknęła blondynka. Była pewna, że to jej mama. Jednak walenie w drzwi nie ustało. Już kompletnie wyprowadzona z równowagi otworzyła gwałtowanie drzwi i ujrzała swoją mamę, której z ust lała się szkarłatna ciecz. Jej oczy były żółte, a połowa twarzy zdeformowana i jakby spalona. Ruszyła w jej kierunku z ochrypłym warknięciem. Meg przerażona krzyknęła, a kiedy jej ''mama'' znalazła się blisko niej złapała ją za ramiona i popchnęła na komodę. Ta przewróciła się, a Meg zamknęła drzwi swojego pokoju i zaczęła uciekać. Co ona miała zrobić? Nawet jej matka była tym czymś!
Wybiegła szybko na ulicę i usłyszała krzyki z kilku stron. Oszołomiona widokiem zamarła na chwilę. Po przeciwnej stronie ulicy biegła kobieta w szlafroku, a za nią po ziemi czołgał się jeden z tych potworów. Jakiś facet w swoim ogrodzie obok jej domu okładał kijem swoją żonę, która najwidoczniej zmieniła się w to monstrum. Jeszcze kilka innych, przerażających i krwawych widoków jakichś nie ludzkich potworów zżerających ludzi wokół. Kiedy w końcu odzyskała trzeźwość umysłu zaczęła biec. Mijała ludzi wołających o pomoc i każdego stwora, który próbował ją złapać i ugryźć. Nie wiedziała jeszcze gdzie biegnie. Chciała stąd zniknąć i więcej nie wracać do tego paskudnego, krwawego i odrażającego miejsca...
Po chwili zauważyła, że już od dawna jest w innej dzielnicy. W pobliżu nie było żadnego z tych morderczych potworów, światła w domach były pogaszone a oprócz jej ciężkiego oddechu nie było słychać kompletnie nic. Pierwszą a zarazem jedyną osobą, o której teraz pomyślała była Harriet. Musiała do niej iść. Ona musiała jej pomóc. Wszystko się waliło... kompletnie wszystko! 
Znowu zaczęła biec. Obrała za cel dom swojej przyjaciółki. Ale nie spodziewała się wcale takiego widoku, jaki nagle pojawił się jej przed oczami. W oddali ujrzała czarny dym, który było widać nawet na tym nocnym niebie.  Im bliżej znajdowała się domu Harriet tym bardziej pewna była tego, co się dzieje. Ujrzała płomienie... dużo płomieni! To co kiedyś było domem brunetki płonęło, wręcz toneło w ogniu. Modliła się w myślach by Harriet żyła, by nic jej nie było. I kiedy jej oczom ukazał się cały widok zobaczyła także, że przed domem ktoś stoi. Wiedziała kto to jest.
-Jezu, Harriet, ty żyjesz!-brunetka usłyszała za sobą czyiś znajomy głos. Odwróciła się szybko ze strachem wymalowanym na twarzy. Kiedy tylko ujrzała Meg rozpłakała się i mocno przytuliła do blondynki.
-Moi rodzice są w środku! Musimy im pomóc!-zawołała z tonem pełnym rozpaczy. Strach paraliżował ją całą. Chciała wiedzieć co z jej rodzicami. Trzęsła się z nerwów, jej oczy były wielkie i mokre od łez a dłonie całe z krwi. Na szczęście nie jej.
-Nie możemy tam wejść. Twój dom płonie, rozumiesz? Jeśli teraz tam wejdziemy to także zginiemy!-odpowiedziała smutno. Wtedy obie usłyszały jakieś warknięcia. Spojrzały w stronę budynku, który kiedyś można było nazwać domem i zobaczyła, jak wychodzi z niego jakaś kobieta. Chwilę potem wyszedł też mężczyzna.
-Mamo, tato!-krzyk brunetki rozniósł się po całym osiedlu.
-Nie, Harriet, to już nie są twoi rodzice! Spójrz tylko! Czy gdyby to byli oni to nie przeszkadzałyby im te płomienie na ciele?-pytanie blondynki sprawiło, że jej przyjaciółka nagle zaczęła wszystko pojmować. To co się dzieje. Mimo, że nie miała zielonego pojęcia co się stało z jej rodzicami, że po takim czymś mogą jeszcze chodzić była pewna jednego - to już nie są ludzie.
-Meg, szybko! Uciekamy!-Harriet pociągnęła dziewczynę za rękę i puściły się biegiem przed siebie. W końcu dotarły do najbardziej zakażonego osiedla. Wszędzie biegało pełno tych potworów, na ziemi było mnóstwo krwi, trawa nie miała już koloru zieleni a tej szkarłatnej, lepkiej cieczy, dookoła było słychać tylko krzyki i wezwania o pomoc. A one zdawały sobie sprawę, że nawet na sekundę nie mogą się zatrzymać. Muszą biec. Minęły kilka martwych ciał, potem trzech mężczyzn pożerających krzyczącą kobietę i na końcu kolesia kopiącego jednego z tych potworów. Nagle po drugiej stronie ulicy zobaczyły swoje znajome ze szkoły. Były to siostry bliźniaczki z przeciwnej klasy liceum. Jedna z nich kulała i ledwo nadążała za drugą. I wtedy z cienia wyszedł te stwór i wgryzł jej się w twarz. Głośny pisk i kilka krzyków, a po chwili zbiegło się ich więcej. Jej siostra w mgnieniu oka zniknęła. Rozpłynęła się wręcz.
-Harriet, musimy iść! Nie patrz na to, słyszysz mnie?-Meg starała się zachować trzeźwość umysłu mimo tego co działo się wokół nich.
-Tak, jasne... wiem...-wydyszała brunetka. W oczach miała łzy. Bała się coraz bardziej. Ale pobiegła dalej razem ze swoją przyjaciółką. Znalazły się na najcichszym osiedlu jakie do tej pory spotkały. Wbiegły do pierwszego lepszego domu. Powoli stawiając każdy krok rozejrzały się w środku. Zajrzały do każdego pokoju, a kiedy zrozumiały, że są same najszybciej jak potrafiły zamknęły się na wszystkie możliwe zamki w drzwiach wejściowych. Potem zastawiły je komodą z salonu i jakimś fotelem. Na okna pozaciągały rolety i zakleiły je taśmą klejącą. Wbiegły po schodach na górę ze świecami i zamknęły się na kluczyk w największej sypialni. Zastawiły drzwi jakąś szafką. Zapaliły święcę i uspokojone opadły na łóżko.
-Jak się trzymasz?-zapytała Meg.
-Źle...-usłyszała odpowiedź. Nie spodziewała się tego. Spojrzała na Harriet, która siedziała pod ścianą naprzeciw łóżka. Trzęsła się ze strachu, jej oczy były ogromne z nerwów, stres sprawił, że wyglądała okropnie. Zaschnięta krew na dłoniach i rozczochrane, poklejone włosy wcale nie poprawiały jej stanu.
-Chodź do mnie!-powiedziała szybko i klęknęła przed nią. Objęła ją i mocno przytuliła, brunetka tylko odwzajemniła gest. Zaczęła cicho płakać. W jej oczach wszystko się już skończyło... nie było szansy by mogły przeżyć w tym okropnym świecie...
To koniec.
Meg i ona zginą.

Następnego dnia obudziły się leżąc w łóżku. Harriet wyślizgnęła się spod kołdry, którą była nocą szczelnie otulona i podeszła do okna. Oderwała taśmę i podwinęła rolety. Popatrzyła na podwórko przed domem, ale nie zauważyła nic szczególnego. Ta sama cisza, jaka panowała tu wczoraj.
-Jest coś?-zapytała blondynka i przeciągnęła się leżąc jeszcze.
-Nie, nic. To chyba dobrze, nie?-odpowiedziała jej brunetka i wróciła z powrotem na łózko Usiadła na nim z kolanami podciągniętymi pod brodę.
-Tak, dobrze. Chodź, poszukamy jedzenia.-wstała i podeszła do szafki, która zastawiała drzwi.-Pomożesz mi Harriet?-spytała spokojnie i oparła dłonie na brzegu szafki. Brunetka bez słowa wstała i pomogła odsunąć mebel przyjaciółce. Odstawiły go na miejsce. Wypalone do końca świeczki wyrzuciły do kosza, który stał obok małej półki nocnej. Następnie Meg włożyła kluczyk do zamka w drzwiach. Gdy tylko usłyszały zgrzyt przekręcanego mechanizmu przeszły je okropne ciarki. Blondynka pociągnęła za klamkę i otworzyła szeroko drzwi, ale za nimi nikogo nie było. Posłały sobie spojrzenia pełne obawy i wyszły z pokoju najciszej jak się dało. Poza ledwo słyszalnymi krokami dziewczyn w domu nie było słychać nic. Będąc na dole zatrzymały się przed schodami. Przez kilka minut nasłuchiwały, ale nic poza głuchą ciszą nie dotarło do ich uszu. Wtedy były pewne, że nadal są same w tym domu. Pospiesznie ruszyły do kuchni. Będąc w niej otwierały wszystkie szafki, przeszukiwały wszystkie pudełka, przeglądały produkty w lodówce, która o dziwo działała a wszystko co znalazły kładły na stół.
-Dziwi mnie, że tyle produktów tu zostało. Skoro nie ma właścicieli domu to myślałam, że wyjechali i zabrali wszystko ze sobą.-odezwała się Harriet kładąc na blacie stołu trzy opakowania ciastek i mąkę.
-Tak naprawdę nie wiemy co się z nimi stało. Może nie przeżyli i tyle.-Meg podeszła do lodówki i wyciągnęła z niej pudełko jajek i ser. Wtedy brunetka zastygła w bezruchu. Spojrzała na swoją przyjaciółkę i jęknęła cicho.
-Skoro zakładasz, że nie przeżyli... to gdzie niby są? I gdzie ślady po zabiciu, gdzie krew...?-głos jej drżał. Blondynka podeszła do niej i złapała za ramiona.
-Uspokój się, nie ma ich w domu. Przeszukałyśmy go przecież wzdłuż i wszerz. To niemożliwe.-powiedziała nerwowo się uśmiechając. Sama w to nie wierzyła. Bo... ale zaraz. Nie sprawdziły ogrodu.-Harriet, czekaj tu.-rozkazała i skierowała się do wyjścia.
-Nie! Chcę iść z tobą!-złapała się kurczowo rękawa jej bluzy.
-Tu jesteś bezpieczna.-zapewniła ją, ale kiedy zobaczyła wyraz jej twarzy zamilkła. Harriet wyglądała jak zjawa, jej twarz była blada, źrenice były niewiarygodnie zmniejszone, usta jej drżały.
-Nigdzie nie jestem już bezpieczna. Nie każ mi tu czekać.-poprosiła szeptem. Meg nie mogła nic powiedzieć po prostu złapała ją za rękę i skierowały się w stronę ogrodu. Kiedy otworzyła tylne drzwi i wyszły na zewnątrz ich oczy ujrzały przerażający widok. Na drzewie wisiały dwa trupy. A przynajmniej myślały, że to trupy. Bo w pewnej chwili poruszyły się i zaczęły wydawać przerażające dźwięki. Wyciągnęły swoje zakrwawione ręce w stronę dziewczyn na co Harriet cofnęła się szybko w tył i przewróciła. Jej oddech stał się szybszy i nie potrafiła się uspokoić.
-Ej, co jest?! No dalej, uspokój się, dasz radę! Wytrzymaj to! Jesteś dzielna!-mówiła blondynka i delikatnie klepała brunetkę po policzkach by wróciła na ziemię.-Patrz na mnie, słyszysz? Patrz na mnie!-powtarzała w kółko, ale wzrok brązowowłosej był utkwiony w twarzy kobiety. Miała tylko jedno oko, drugie było odgryzione. Usta były rozerwane z lewej strony i ciekła z nich krwawa ciecz. Skórę miała poszarzałą, a oczy całe żółte. Po policzkach Harriet zaczęły lecieć łzy. Wpadła w histerię. Bała się ogromnie. Wtedy Meg usłyszała głośne walenie do drzwi. Ale nie mogła stąd odejść.-Co teraz?! No co ja mam robić?!-pytała samą siebie. I wtem za plecami usłyszała głośny strzał, który jednocześnie wybudził brunetkę z transu. Spojrzały w tamtą stronę i zobaczyła chłopaka w czarnej bluzie z kapturem na głowie i maską na ustach. Nie mogły rozpoznać kto to. Trzymał broń skierowaną w te stwory. Padł kolejny strzał i zawisły w bezruchu.
-Nic wam nie jest?-jego głos wydał się znajomy blondynce.
-Nie.. ale Harriet dziwnie się zachowuje. Martwię się o nią.-odpowiedziała i pomogła wstać brunetce.
-Wprowadź ją do środka. Zaraz wrócę.-zniknął za rogiem budynku. Tak jak kazał weszła z nią do domu. Posadziła w salonie na kanapie i czekała na chłopaka. Wrócił z torbą i tak samo ubraną dziewczyną. Zdjęli kaptury i maski, a wtedy Meg wiedziała kto to.
-Daryl! Ronie!-zawołała na ich widok.
-Nie wiem z czego się tak cieszysz...-prychnął brunet i rzucił torbę na ziemię obok kanapy.
-Mógłbyś być milszy, panie niedostępny!-zaśmiała się Ronie i usiadła obok Harriet. Chwyciła jej twarz w dłonie i przyjrzała się jej uważnie. Potem poświeciła małą latarką w jej oczy i westchnęła.
-Znasz się na tym?-spytała zdziwiona blondynka.
-Tak. Chodziłam na zajęcia z pierwszej pomocy. To tylko szok, po zobaczeniu czegoś takiego ktoś o dość słabych nerwach i kiepskiej psychice doznaje szoku. Niedługo powinno jej przejść. Nie musisz się o nią martwić.-powiedziała to wszystko z szerokim uśmiechem. Schowała małą latarkę do kieszeni spodni i sprawdziła czy żadna z nich nie jest ugryziona.
-Skończyłaś? Trzeba się zmywać.-odezwał się nagle Daryl. Stał oparty plecami o ścianę i wpatrywał się w nie z obojętnością.
-Chcesz je zostawić?-Ronie podniosła głos przez co wydawał się bardziej stanowcza.
-Nie przydadzą nam się, a zwłaszcza tamta...-wskazał palcem na Harriet.-Poza tym pani obrażalska to fajtłapa, będzie zawadzać.-odszedł od ściany i z założonymi rękami stanął nad Meg.
-Sam wszystkim zawadzasz, dupku!-warknęła i go popchnęła.
-Daryl, to nie w twoim stylu. Wiem to bo cię znam. Nie zostawiłbyś kogoś w potrzebie, nawet jeśli nie potrafi się bronić czy posługiwać bronią.-brunet wywrócił teatralnie oczami i naburmuszony wrócił pod ścianę.
-W torbie są maski i bluzy. Macie dwie minuty inaczej was zostawiam.-oparł się o nią i spuścił głowę. Nie minęła chwila a wszyscy byli gotowi do drogi. Brunet podszedł do Harriet i spojrzał na nią poważnie, aż przeszły ją ciarki.-Już wszystko dobrze?-zapytał nagle.
-Tak.. jasne.-odpowiedziała niepewnie. Ten tylko kiwnął głową i założył maskę na usta.
-Jeśli tylko źle się poczujesz, mów.-dodał jeszcze na koniec i podniósł czarną torbę z podłogi.
-Chwila!-odezwała się nagle Meg. Przypomniało jej się coś ważnego.-W kuchni jest tona jedzenia. Możemy je zabrać.-wskazała drzwi do pomieszczenia, w którym znajdowało się pożywienie. Weszli do niego, a ich oczom ukazał stół z wieloma produktami. Daryl otworzył torbę i wrzucił do niej kilka paczek makaronu, puszek z konserwami, parę butelek wody i trochę innych produktów. Potem spojrzał porozumiewawczo na Ronie, a ta kiwnęła głową. Wyciągnęła nóż z kieszeni i cała czwórka opuściła dom. Powoli i ostrożnie dotarli do pojazdów i na tyle jednego z nich umieścili torbę z bronią i pożywieniem.
-Harriet, jedziesz z Ronie na tamtym motorze.-wskazał jej maszynę, na której już siedziała blondynka z kaskiem na głowie. Czekała, aż brunetka zajmie miejsce za nią.
-Okej...-podeszła i założyła swój kask. Niepewnie usiadł za swoją znajomą i objęła ją ze strachu.
-Nie bój się, nic ci nie będzie!-Ronie się tylko zaśmiała i uruchomiła silnik, który zacharczał głośno.
-No, to wsiadaj mała fajtłapo.-powiedział kpiąco Daryl i podał Meg kask. Prychnęła i chwyciła przedmiot. Gdy wszyscy byli gotowi do drogi ruszyli. Jechali dość długo. Pojechali do centrum miasta. Wszystkie ulice były opustoszałe, jakby nikogo tu nie było.
-Co się stało z naszym miastem...?-zapytała cicho blondwłosa.
-Wszyscy ludzie zginęli. Niektórych udało się ewakuować.-usłyszała słowa chłopaka. Przeraził ją fakt, że całe miasto, które niegdyś tętniło życiem jest teraz... martwe. Kompletnie martwe. Ani żywej duszy. Może gdzieniegdzie kręciły się te potwory. Ich kroki i ruchy były mozolne i powolne. Skoro się tak wolno poruszają, to jakim cudem wymordowały całą Amerykę?!
Zatrzymali się dopiero pod ich liceum. Zeszli z motorów i stanęli przed wejściem. Przed szkołą było kilku z nich. Najgorsze w tym wszystkim było to, że byli nimi ich znajomi z klasy i szkoły. Harriet odwróciła wzrok, a z oczu poleciały jej łzy.
-To się stało z naszymi przyjaciółmi i znajomymi? Z naszą rodziną i bliskimi?-zapytała po chwili i otarła łzy rękawem bluzy.
-Niestety.-odpowiedziała Ronie z westchnięciem. Daryl powoli ruszył do przodu i przekroczył rozwaloną bramę szkoły. Rozejrzał się po placu i wyciągnął nóż. Ronie uczyniła to samo.
-Załatwimy ich. Na spokojnie. Harriet, Meg, trzymajcie się za nami.-powiedział brunet i załatwił jednego, który akurat podszedł.
-Po co tak właściwie tu przyszliśmy?-zapytała brązowowłosa dziewczyna, starając się jakoś omijać kałuże krwi co słabo jej wychodziło bo było ich zbyt wiele. W końcu sobie odpuściła.
-Jest tu ktoś, po kogo mieliśmy wrócić.-wytłumaczył chłopak, zabijając przy tym kolejnego ze stworów.
-Skup się lepiej na zabijaniu Zetów!-wtrąciła Ronie i przewróciła następnego, a następnie zmiażdżyła mu głowę butem.
-Zetów?-zdziwiła się Meg.
-Tak ich nazywamy.-odpowiedziała jej blondynka.
-Dlaczego?-tym razem zapytała Harriet.
-Tak wyszło. Przypadkiem ich tak nazwałem i od tamtej pory tak na nich mówimy.-chłopak zabił ostatniego z żywych trupów i wytarł w jego, w miarę czyste, ubranie krew z noża. Potem schował go do kieszeni. Skierowali się na tyły szkoły, a Daryl kilka razy postukał w metalowe drzwi. Po kilku minutach otworzyły się a ze środka wyszedł Alex i Luke. Harriet i Meg na widok swojego przyjaciela z klasy od razu się do niego przytuliły.
-No bracie, widzę, że laski na ciebie lecą. Szkoda, że dopiero po tym jak świat się skończył!-zawołał ze śmiechem brat Luke'a, Alex.
-Spieprzaj...-mruknął i odwrócił naburmuszony wzrok.
-Może kiedy indziej pobawimy się w szczęśliwą rodzinkę? Teraz musimy stąd zjeżdżać, idioci!-warknął Daryl i szybkim krokiem skierował się z powrotem do bramy.
-Weźcie swój motor.-rozkazała Ronie i poszła za chłopakiem, który chwilę temu odszedł. Alex wrócił do środka pomieszczenia po swój pojazd.
-Luke, myślałam, że nie żyjesz...-powiedziała prawie niesłyszalnie Harriet.
-Ja też myślałem, że nie żyjesz... Ale teraz wiem, że tak nie jest.-odpowiedział jej z lekkim uśmiechem, który odwzajemniła.
-Nie chcę wam przerywać romantycznej chwili, ale musimy już jechać.-wtrąciła Meg i pociągnęła za rękę brunetkę. Alex razem ze swoim bratem zajęli miejsca na swoim motorze, a dziewczyny wróciły do swoich towarzyszy.
-No to jedziemy!-zawołał Daryl i cała szóstka pojechała. Wyjechali z centrum i skierowali się na autostradę. Ale Harriet nie potrafiła wyrzucić z głowy tego, co widziała. Patrzyła jak zabijają ich znajomych. Co z tego, że to już nie byli ludzie? Nie musieli tego robić. Przecież oni też byli żywi... Carl Foutley. Fiona Faning. Diana Perroni. Zac Carten. Nie znała ich za dobrze, ale w momencie gdy zobaczyła ich pod szkołą ich imiona i nazwiska wyryły się w jej głowie, jakby znała ich od wieków. Mocno ściskała bluzę Ronie, czuła jak trzęsą się jej ramiona. Działo się z nią coś złego. I nie potrafiła tego opanować.
Po chwili jechali już autostradą. Jechali niecałe trzy godziny, aż dotarli do stacji benzynowej. Daryl poszedł sprawdzić czy nie ma żadnych Zetów w środku i zgarnął jakieś picie i jedzenie. Za ten czas Ronie razem z Alexem zatankowali motory do pełna. Nagle zza budynku zaczęło wychodzić kilka stworów.
-Luke..-kiwnął głową jego starszy brat, a ten wyciągnął ze spodni pistolet. Zbliżył się kawałek i na spokojnie wycelował w głowę jednego z nich. Trafił. Kiedy ten padł załatwił dwóch kolejnych.
-Kto strzelał?-zapytał brunet, który akurat opuścił pomieszczenie. Zobaczył w dłoni Luke'a broń i kiwnął głową.-Strzały pewnie zaraz ich przyciągną. Musimy jechać dalej.-dodał i wsiadł na swój pojazd.
-Gdzie tak właściwie jedziemy?-zapytała Ronie, zakładając kask.
-Nie wiem... po prostu przed siebie.-odparł i włączył silnik, który głośno zawarczał. W momencie, w którym o wiele większa grupa chodzących trupów wyszła zza rogu oni ruszyli w drogę. Jechali tą pustą i zwyczajną autostradą przed siebie. Szukając nieuchwytnej normalności w tym chorym świecie...
Z nadzieją, że to wszystko jest tylko złym snem...
Jak bardzo się mylili uważając to co się stało za sen.

piątek, 11 marca 2016

PROLOG!

                                        ...uciekała. Przebierała nogami najszybciej jak tylko mogła. Słyszała miliardy kroków, wszystkie te potwory kroczyły za nią. Goniły ją. Chciały rozszarpać jej ciało, wbić w nie swoje zęby i pożreć ją. Musiała uciec najszybciej jak się dało. Znaleźć kryjówkę i poczekać, aż zapomną i sobie pójdą. Ale gdzie ma uciekać? Wszędzie widziała tylko rozmazane przez łzy obrazy. Przecież jeszcze chwilę temu była w tamtym budynku razem z Harriet i Ronie, co się do cholery stało, że się rozdzieliły?! To była tylko chwila...
Była już tak zmęczona ucieczką przed tymi stworami, że zaczęła się potykać o własne nogi. Traciła równowagę i miała wrażenie, że jeszcze tylko chwila a się przewróci. Pot lał jej cię po czole i zalewał jej twarz mieszając się z łzami. Przez nieuwagę przewróciła się i poturlała kawałek po betonie. Jeden z żywych trupów rzucił się na nią, szczerząc przy tym swoje brudne, zakrwawione zęby. Zaczął się po niej łapczywie rzucać próbując ją ugryźć. Broniła się ostatkami sił, rękami utrzymywała go kilka centymetrów nad swoją twarzą. Miała nadzieję, że zaraz go zepchnie, wstanie i kontynuuje ucieczkę, ale im bardziej jego kłapiąca szczęka zbliżała się do niej tym szybciej ją traciła. I wtedy ,jak grom z jasnego nieba, usłyszała strzał. Na jej twarz prysło odrobinę krwi, a potwór zamarł w bezruchu. Ktoś kopnął go i zrzucił z dziewczyna. Wtedy mogła z łatwością ocenić kim był ten ktoś. To był Daryl!
Była niewiarygodnie szczęśliwa, że go tu spotkała. Przeżyła. I to dzięki niemu. Podał jej rękę i pomógł jej się podnieść. Kiedy stała już na nogach pociągnęła go za rękę i zaczęli biec. 
-Schowajmy się tam!-zawołał wskazując na szkołę stojącą niedaleko. Przytaknęła tylko głową i przyspieszyli. Te stwory były coraz to bliżej i musieli się naprawdę spieszyć. Wbiegli na schody szkoły, które były dość długie i z wielkim zmęczeniem wspinali się po nich. Daryl dopadł drzwi jako pierwszy i szeroko je otworzył wchodząc do środka. Meg dostrzegła wtedy, że na klamce jest kłódka. Jeśli wejdzie do środka i nikt nie zamknie drzwi na kłódkę po drugiej stronie zginą na pewno. A więc... musiała się poświęcić. Po chwili stała przy drzwiach. Ale nie weszła. Złapała za łańcuch i kłódkę i zamknęła go w środku. Spojrzał na nią zaskoczona, a potem zaczął walić w drzwi, pchać je i próbować otworzyć. Jednak wszystkie jego starania były daremne. Stanął bezsilnie naprzeciw drzwi patrząc tylko przez szybę na twarz Meg. Nie mógł nic zrobić. A oni byli coraz bliżej. Za chwilę mieli wbić swoje ohydne zęby w jej ręce, nogi, brzuch, szyję... w jej cudowną twarz. Nie! Dlaczego na to pozwolił?! Znowu zaczął uderzać pięściami w drzwi. I wtedy to się stało...
Jeden z tych potworów pochwycił jej lewą rękę i ugryzł ją. Ona nawet nie krzyknęła. Stała i wpatrywała się w niego. Jego dłonie trzęsły się, nie mógł tego opanować. Po jego policzkach leciały łzy. I mimo, że chciał na to nie patrzeć nie potrafił odwrócić wzroku od tej strasznej sceny. W końcu podbiegło trzech innych i także wbiło się zębiskami w jej delikatne ciało. Zaczęli ją rozszarpywać. Jakby była kawałkiem mięsa. 
Prawą rękę, która jako jedyna była nienaruszona, przyłożyła do szyby. Daryl uczynił to samo. Czuł, jakby mimo wszystko mógł jej dotknąć. Jakby trzymał ją za rękę. Spojrzał na jej usta, które drgnęły. Po jej brodzie pociekła stróżka krwi. Poruszała ustami układając jakieś zdanie, ale przez te drzwi i tą szybę nie mógł rozszyfrować co mówi. Jednak spodziewał się co powiedziała. 
-Ja ciebie też kocham...-odpowiedział. Był pewien, że nie usłyszała. Kiedy wgryźli jej się w twarz rozpłakał się, a kiedy jej prawa dłoń zaczęła odrywać się od szyby oparł o nią czoło. Płakał głośno. Pięścią co chwile walił w drzwi, chciał ich wszystkich pozabijać za to co zrobili. Ale nie mógł. Był tu uwięziony. A kiedy ona cała zniknęła w tłumie stworów nadal przez nich pożerana wiedział, że to koniec.
Ona nie żyję.
Zginęła.
Przez Zetów...
 

Książka internetowa/blog.

Coś w rodzaju wstępu.
~O czym opowiada historia?
Jest to coś w stylu książki internetowej/bloga. Czyli tak pomiędzy. Historia opowiada o apokalipsie zombie, która nagle wybucha w jednym z miast Ameryki, a epidemia rozprzestrzenia się po całym świecie. Nie wiadomo do końca czy ktokolwiek przeżył. Kilku licealistów walczy o przeżycia próbując zdobyć leki, pożywienie, broń oraz umiejętności w posługiwaniu się nią, schronienie i co najważniejsze zdrowie, o które ciężko walczyć kiedy cały czas masz wrażenie, że jeśli na chwilę spuścisz wzrok to jakiś potwór nie wgryzie ci się w krtań czy inną część ciała. Na koniec, kiedy wszystko będzie wydawało się tak szczeniacko proste, sprawy przybiorą zupełnie inny obrót i zginą ci, którzy przecież mieli przeżyć... właśnie, mieli. 

Pierwszą częścią historii będzie prolog, który już niedługo powinien się ukazać.

~Autorzy.
Autorami będą trzy osoby: 
Pierwszym z nich jestem ja, Kasia Gawrońska - jestem osobą, która pisze rozdziały, opracowuje plan i po części planuje całokształt.
Natalia Matczak - ona także będzie pisała rozdziały czyli taka współpraca w pisaniu, będzie tworzyć fanarty i różne fajne obrazki oraz po części planować całokształt.
Natalia Chabińska - osoba, która wymyśliła całą tę historię a w jej głowie narodziło się najwięcej pomysłów odnośnie tej historii, główny właściciel i pisząca rozdziały. 

Dziękuję za uwagę, to wszystko.